MOJA DROGA DO CELU

Państwa córka jest niewidoma

Kiedy pojawiłam się na świecie moi rodzice usłyszeli od lekarzy: „Państwa córka jest niewidoma. Lepiej będzie jak oddacie ją do jakiegoś ośrodka.” Całe szczęście dla mnie, rodzice nie pogodzili się z brutalną diagnozą i zaczęli szukać lekarzy, którzy pomogą im zmierzyć się z tą informacją. W niedługim czasie okazało się, że pierwotna diagnoza nie była do końca prawdziwa. Wzrok był osłabiony, ale był.

Będzie dobrze

Odkąd pamiętam nosiłam okulary. Moje dzieciństwo nie różniło się niczym od dzieciństwa moich rówieśników. Skończyłam szkołę podstawową i dostałam się do wymarzonej szkoły średniej na profil, który sobie wybrałam. Żyłam pełnią życia, miałam zgraną paczkę przyjaciół i przeżywałam pierwsze zawody miłosne, jak każda nastolatka. W połowie szkoły średniej zaczęły nasilać się problemy ze wzrokiem. Początkowo nie widziałam wyraźnie tego co nauczyciel pisał na tablicy, więc siadałam bliżej albo spisywałam notatki od koleżanek. Od lekarzy słyszałam, że to się zdarza, że być może to tylko przemęczenie. Polecono mi oszczędzać wzrok i miało być dobrze. Nie było to łatwe zadanie, przecież zbliżała się matura i studia. Na ile było to jednak możliwe starałam się zastosować do wskazówek okulisty. Niestety co chwilę lądowałam w szpitalu żeby ratować to co jeszcze z mojego wzroku zostało. Było całkiem nieźle. Zaległości ze szkoły nadrabiałam w rozrywkowym towarzystwie moich przyjaciół, w szpitalu poznałam pierwszego „pełnoetatowego chłopaka”, a lekarze zapewniali, że będzie dobrze.

Już nic nie będzie jak dawniej

Ostatnia operacja była bardzo ważna. Ona miała uratować mój wzrok. Niestety tuż przed wyjściem do domu przestałam widzieć. Początkowo nie zdawałam sobie sprawy z tego co się wydarzyło. Byłam w szpitalu, sądziłam więc, że podadzą jakieś kroplówki, zastrzyki, może kolejna operacja i wszystko będzie jak dawniej. Bardzo zależało mi na szybkim wyjściu ze szpitala, zbliżała się moja 18-stka, to było dla mnie bardzo ważne. Urodziny spędziłam w szpitalu, dostałam bukiet kwiatów od swojego chłopaka i nawet nie mogłam go zobaczyć. Po kilku tygodniach wychodząc ze szpitala do domu z całą brutalnością uświadomiłam sobie, że już nic nie będzie jak dawniej. Zawalił mi się świat. Co teraz, jak będzie wyglądało moje życie? Pamiętam smutek, rozpacz i przekonanie, że nic mnie już w życiu dobrego nie spotka. Obawa przed byciem ciężarem dla rodziny i strach przed samotnością towarzyszyły mi niemal każdego dnia.

Celem było zdanie matury

Po powrocie do domu nie miałam na nic ochoty. Moja rodzina starała się mnie wspierać i mobilizować do działania. Mama walczyła ze mną, ale dziś wiem, że była to walka o mnie. Gdyby nie najbliżsi, nie wiem co dzisiaj bym robiła, Oni mobilizowali mnie do powrotu do życia. Celem na tamten czas było zdanie matury. Miałam indywidualny tok nauczania, a przyjaciele ze szkoły pomagali mi nadrabiać zaległości i przerabiać bieżący materiał. Dni upływały mi na nauce, wieczorami często mogłam odprężyć się z przyjaciółmi, którzy odwiedzali mnie regularnie. Mimo wszystko nocami zostawałam z moim problemem sam na sam. Nie wiem ile nocy nie przespałam.

Zostałam sama

Zdałam maturę. Ciężko opisać towarzyszące temu uczucia. Osiągnęłam cel, ale co dalej? Świętowałam z przyjaciółmi niemal całe wakacje. Oni cieszyli się razem ze mną, ale nasze plany się rozjeżdżały. Każdy planował studia, przeprowadzkę do większego miasta, nowe życie. Ja nie miałam tej perspektywy. Nie umiałam żyć poza domem. Powoli dochodziłam do wniosku, że matura była mi do niczego niepotrzebna, przecież o pójściu na studia nie było mowy. Na koniec wakacji wszyscy moi znajomi wyjechali – zostałam sama.

Nie jestem sama ze swoim problemem

Przełomem był wyjazd rehabilitacyjny. Pewnego dnia mama poinformowała mnie, że z tytułu utraty wzroku mogę skorzystać z dwutygodniowego kursu dla niewidomych odbywającego się w Bydgoszczy. „Jedziesz” usłyszałam – i pojechałam. Kurs miał za zadanie przystosować mnie do codziennego życia. Uczyłam się na nowo funkcjonowania w przestrzeni i wykonywania standardowych prac domowych takich jak gotowanie czy sprzątanie. Miałam grupowe spotkania z psychologiem oraz dużo indywidualnych konsultacji. Tam uświadomiłam sobie, że nie jestem sama ze swoim problemem. Poznałam ludzi, którzy jak ja mierzyli się z utratą wzroku, to pozwoliło mi zmienić myślenie o mojej sytuacji. Oni pokazali mi, że świat bez wzroku istnieje. Można żyć w pełni samodzielnie i być wartościowym członkiem społeczeństwa.

Nowy cel

Pod koniec pobytu rozmawiałam z panią psycholog o swojej przyszłości. Kiedy jeszcze widziałam nie byłam pewna czym chcę się zająć w życiu, moja niepełnosprawność sprawiła natomiast, że w ogóle nie widziałam dla siebie perspektyw. Powiedziałam jej, że sobie z tym nie radzę. Wtedy Ona z całą pewnością w głosie odpowiedziała „Chyba żartujesz! Duża część grupy przychodzi do Ciebie porozmawiać o swoich problemach, a Ty podtrzymujesz ich na duchu! Powinnaś zostać psychologiem!” I tym oto stwierdzeniem pomogła mi wytyczyć nowy cel. Po powrocie do domu zaczęłam przygotowywać się do egzaminów wstępnych na psychologię. Zajęło mi to niemal rok. Walczyłam ze swoimi ograniczeniami i nadrabiałam wiedzę , która była mi potrzebna, żeby dostać się na wybrany kierunek. W lipcu na psychologię dostało się 75 osób – w tym ja.

Zgrana paczka

Agatę poznałam w liceum. Od drugiej klasy ja, Ona i jeszcze kilka osób tworzyliśmy zgraną paczkę przyjaciół spędzających razem każdą wolną chwilę. Od czasu do czasu wyjeżdżała do szpitala. Po Jej powrocie zazwyczaj robiliśmy imprezę u Niej w domu i w ten sposób to miejsce stało się dla nas centrum towarzyskich spotkań. Do tej pory zastanawiamy się skąd Jej rodzice mieli dla nas tyle tolerancji i cierpliwości! Na koniec trzeciej klasy problemy ze wzrokiem Agaty nasiliły się. Coraz częściej jeździła do szpitala. Pamiętam, że dzwoniłyśmy do siebie i zdawałyśmy na bieżąco relację ze szkoły, Ona natomiast informowała nas o postępach leczenia. Często nie mogłyśmy się doczekać Jej powrotu.

Osiągnęła założony cel

Pewnego dnia zadzwoniła ze szpitala, czekałyśmy wtedy na dobre wieści. Powiedziała, że nie widzi. Nie wiedziałam jak mam zareagować, nie wyobrażam sobie nawet co Ona mogła wtedy czuć. Po Jej powrocie niemal każde popołudnie spędzałyśmy razem i uczyłyśmy się do matury. Często dołączali do nas pozostali znajomi, w tej kwestii nic się nie zmieniło. Zdałyśmy maturę, skończyłyśmy liceum i nasze drogi zaczęły się rozjeżdżać. Po wakacjach wyjechałam do Poznania i spotykałyśmy się rzadko, pozostał nam kontakt telefoniczny. Kiedy ja korzystałam z uroków studenckiego życia, Agata przygotowywała się do egzaminów wstępnych na studia i tak jak było z maturą, osiągnęła założony cel. A to był dopiero początek jej samodzielnej drogi.

Co dalej?

Tego dowiecie się w kolejnym wpisie!