STUDIA
Dostałam się na studia. Byłam z siebie dumna, to uczucie pozwoliło mi na podjęcie ważnych decyzji. Mama sugerowała, żebym zamieszkała na stancji ze starszą osobą ze względów bezpieczeństwa. Chciała, żebym miała jakieś wsparcie. Ja widziałam to trochę inaczej. Usamodzielnianie się było moim priorytetem, nie wyobrażałam sobie innego funkcjonowania. Postanowiłam zamieszkać w towarzystwie innych studentów.
Nowy rozdział
Wyprowadziłam się do Bydgoszczy. Każdy nowy rozdział życia otwierałam z dużymi obawami. Znalazłam mieszkanie, które miały wynajmować także 3 obce mi dziewczyny. Nigdy nie miałam problemu z nawiązywaniem znajomości, ale z moją niepełnosprawnością wyglądało to zupełnie inaczej. Nie wiedziałam jak zostanę odebrana. Najgorsze co mogło mi się przytrafić to litość. Chciałam mieć znajomych, którzy utrzymują ze mną relację z czystej sympatii. Na szczęście spotkałam na swojej drodze dobrych i pomocnych ludzi, na których mogłam liczyć. Moją współlokatorką okazała się dziewczyna, z którą przyjaźnię się do dzisiaj. To bardzo pomogło mi odnaleźć się w studenckiej rzeczywistości, pomimo utraty wzroku. Poniekąd dzięki niej moje życie towarzyskie kwitło.
Nie mogłam sobie odpuścić
Bywały też nieprzyjemne chwile. Od czasu do czasu docierały do mnie głosy, że na studiach mam łatwiej bo egzaminy zdaję ustnie. Albo, że psycholog który nie widzi osoby, z którą rozmawia nie może dobrze wykonywać swojej pracy. W takich momentach było mi naprawdę ciężko. Nikt nie widział tego z mojej perspektywy, ciągłe bycie na świeczniku wcale nie ułatwiało mi zaliczania kolejnych semestrów. Nie raz chciałam być anonimowa. Nie mogłam jak inni od czasu do czasu po prostu sobie odpuścić. Relacja jeden na jeden z wykładowcą nie jest komfortowa chyba dla żadnego studenta. Postanowiłam udowodnić sobie i innym, że dam radę. To sprawiało, że miałam wystarczająco dużo siły aby iść dalej.
Luźny związek
Będąc na 4 roku psychologii poznałam Kubę. Zaczęliśmy się spotykać. Traktowałam to jako luźny, niezobowiązujący związek. Co do jakichkolwiek deklaracji miałam tylko jedno stanowisko – nie będę miała męża, nie chcę być dla nikogo ciężarem. Studia były moją ambicją, miałam również konkretną wizję życia zawodowego. Jednak mąż i rodzina w moich planach w ogóle nie istniały. Jak żyć nie wiedząc jak wygląda własny mąż? Byłam przekonana, że tego nie udźwignę.
Wyszłam za mąż
Kończąc psychologię zaczęłam się zastanawiać co mam dalej robić? Chciałam się rozwijać. Poszłam więc na studia podyplomowe z negocjacji i mediacji. Po ich ukończeniu zostałam wpisana na listę mediatorów sądowych i obecnie prowadzę mediacje z zakresu spraw cywilnych i rodzinnych. Planowałam również własną praktykę psychologiczną. Prywatnie natomiast, mój związek z Kubą zaczynał być coraz bardziej poważny. Nie umiem nawet przypomnieć sobie ile czasu poświęciłam na rozważania wszystkich za i przeciw, na rozmowy z przyjaciółkami i przełamywanie przeświadczenia, że nie uda mi się stworzyć normalnej rodziny. Okazało się, że są pytania w moim życiu, na które odpowiedź zaskakuje nawet mnie. Wyszłam za mąż.
Nigdy nie zobaczysz uśmiechu swojego dziecka
Kolejną granicą nie do przejścia wydawało mi się planowanie rodziny. Wyobraź sobie, że nigdy nie zobaczysz uśmiechu swojego dziecka… Nigdy nie zobaczysz jego pierwszego kroczka! Było to dla mnie na tyle bolesne, że nie umiałam rozmawiać o tym nawet z najbliższymi. Z jednej strony bardzo tego chciałam, z drugiej czułam ogromną niesprawiedliwość jaka mnie spotkała. Ciężko mi nawet dzisiaj wyjaśnić jak to się stało, że postanowiłam jednak urodzić dziecko. Dzisiaj wiem, że była to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Każda mama wie, że nic innego nie przynosi takiego ogromu miłości i satysfakcji.
Znam swoją wartość
Jak każdy nowy rozdział w życiu zaczęło się pod górkę. Dziś dużo mówi się o złym traktowaniu kobiet na porodówkach. Ja odczułam ogromną dyskryminację matek niepełnosprawnych na własnej skórze. Po urodzeniu córeczki nie zostawiano mi jej pod opieką podczas nieobecności mojego męża. Kiedy pytałam o powód tłumaczono mi, że mogę nie zauważyć ewentualnych niepokojących zachowań dziecka, więc jest to dla niego zagrożenie. Ja byłam zagrożeniem dla mojego własnego dziecka! Długo musiałam mierzyć się z tymi wspomnieniami. Dzisiaj mam dwójkę wspaniałych dzieci – córeczkę i synka. Znam swoją wartość jako mamy i wiem, że nikt nie zaopiekuje się nimi lepiej niż ja. Żałuję, że wtedy na porodówce nie mogłam im jeszcze tego pokazać.
Wiem, że warto
Podsumowując, ja codziennie walczę ze swoją niepełnosprawnością. Bez końca udowadniam innym i sobie, że pokonam ograniczenia. Toczę bitwę w życiu prywatnym i zawodowym. Nie jestem dumna ze wszystkich decyzji jakie podjęłam, ale jak każdy uczę się na błędach. Bywa bardzo ciężko ale wiem, że mam dla kogo wstawać każdego dnia i wiem że warto.
Każda z nas była pochłonięta nowym życiem
Na studiach spotykałyśmy się bardzo rzadko. Nawet dzwoniłyśmy do siebie z mniejszą częstotliwością. Każda z nas była zajęta nowym życiem. Kontaktowałyśmy od czasu do czasu przy okazji imprezy czy w związku z nowymi ciekawymi znajomościami. Studia nie sprawiały mi wiele trudności, a Agata jak zawsze zaliczała każdy semestr niemal perfekcyjnie. Ważnym momentem w naszym życiu było poznanie przyszłych mężów. I ja i ona poznałyśmy ich podczas studiów. Jednak moja znajomość toczyła się sielankowo, a ona miała wiele wątpliwości. Kiedy podjęła decyzję o stałym związku bardzo jej kibicowałam.
Wspólny mianownik
Kiedy skończyłyśmy studia, wyszłyśmy za mąż i zaczęłyśmy rozwijać się zawodowo. Każda z nas obrała konkretną ścieżkę. Agata rozwijała prywatną praktykę psychologiczną, ja pracowałam jako handlowiec i szkoleniowiec. Praca była jeszcze bardziej absorbująca niż studia, dorosłe życie nas pochłonęło. Ja zostałam po studiach w Poznaniu, ona wróciła do Szczecinka. Nasza przyjaźń była już tylko okazjonalna. Jak się okazało – do pewnego momentu. Zaszłam w ciążę. Agata gratulowała mi z całego serca, a sama zarzekała się, że nigdy nie będzie miała dzieci. Pół roku później to ona przekazała mi radosną nowinę. W ten sposób nasze drogi powoli zaczęły się zbiegać. Ja wróciłam do rodzinnego Złocieńca. Dzieliło nas tylko 50 kilometrów. Miałyśmy wspólny mianownik – dzieci. Coraz częściej się spotykałyśmy. W pewnym momencie obie doszłyśmy do wniosku, że trzeba coś zmienić w życiu zawodowym- ułożyć je na nowo. Dzisiaj mamy Motywakcję.
Chcesz dowiedzieć się jak powstał pomysł na wspólny biznes? https://www.motyw-akcja.pl/2019/06/27/projekt-motywakcja-czyli-jak-zmienilysmy-nasze-zycie/